Witajcie!
Nie ukrywam, że poprzeglądałam trochę blogów o kosmetykach i nie
tylko, żeby zbytnio nie odbiegać od ogólno przyjętych standardów.
Dlatego też zacznę od denka, czyli opublikowania mojej własnej i jak
najbardziej subiektywnej opinii o produktach, z których korzystałam w
tym miesiącu. Mamy już prawie połowę sierpnia, ale ponieważ robiłam
wczoraj porządek w szafie i zebrałam sporo produktów, które się skończyły, stwierdziłam, że to
idealna okazja do pierwszego wpisu. Nie sądzicie?
Niestety, tegoroczne lato skąpi nam słońca, a która z nas nie marzy o
cudownej, brązowej opaleniźnie? Ja nie jestem wyjątkiem, a że
staram się oszczędzać skórę i z solarium korzystam niezwykle
rzadko, posiłkuję się samoopalaczem. Mój wybór padł na polecany
przez koleżanki ”Sopot” firmy Ziaja. Producent zapewnia, że jego produkt
to balsam brązujący relaksujący. Zacznę po kolei. Butelka zawiera 200
ml samoopalacza, jest praktyczna i udaje się wycisnąć z niej
produkt niemalże do ostatniej kropli. Niedrogi balsam zaskoczył mnie
zapachem. Ten specyficzny, nie oszukujmy się, śmierdzący pojawia się dopiero po 20-30 minutach.
Na początku raczeni jesteśmy czymś, co przypomina wg
mnie jakieś niezidentyfikowane owoce. Opalenizna pojawia się po 3-4
godzin, dzięki aktywnemu kompleksowi brązującemu. Dodatkowo dostarczamy
naszej skórze witaminy E, prowitaminy B5 (D-panthenol). Zdecydowanym
plusem jest intensywne nawilżanie, wyraźnie uelastycznia
i wygładza skórę. Produkt zdecydowanie mogę polecić. Co prawda teraz
korzystam z podobnego balsamu firmy Dove (opiszę go za kilka dni),
ale wrócę na pewno do “Sopotu” Ziaji.
Z całego zestawu "Trzy kroki Clinique" pozostał mi (a właściwie już się skończył, krok pierwszy)- mydło do twarzy. Jest bardzo wydajne i warto zapłacić 76 zł (w Duoglas). Naprawdę oczyszcza twarz, nie tylko z sebum, ale i makijażu (pomimo, że w polskiej ulotce napisano, iż powinno się spłukać twarz woda, po niemiecku i angielsku nie ma nigdzie takiej informacji). Pamiętajcie, "Trzy kroki" są stworzone dla 4 rodzajów skory.
Nie jestem wielka fanką dezodorantów, wolę zdecydowanie sztyfty, ale ponieważ dość aktywnie uprawiam sport, lubię po całym dniu, a przed ćwiczeniami się odświeżyć, stwierdziłam, że dodatkowo ochronie się przed zapaszkiem potu jeszcze dezodorantem Garnier. Do tej pory sprawdza się znakomicie. Zapach bardzo delikatny, nie jest specjalnie intensywny i agresywny. Ponadto dzięki zawartym minerałom nie powstają białe ślady na odzieży. Nie potrafię stwierdzić czy ochrona trwa 24h czy nawet 48h, ale na pewno 12 :)
Mam suchą skórę, ale mimo wieloletnich poszukiwań, nie znalazłam jeszcze balsamu doskonałego. W lipcu, skuszona ofertą w Rossmannie, zainwestowałam ok. 10 zł w Dave go fresh body lotion z Deep Care complex, bardzo interesująco pachnie. Balsam jest przeznaczony do skóry normalnej. Bardzo szybko się wchłania, pozostawiając na skórze zapach, który na początku niespecjalnie mnie przekonał: ogórek i zielona herbata. Co było dla mnie dość zaskakujące, balsam posiada efekt chłodzenia :) Idealny jeśli ktoś się wybiera na wakacje w jakieś gorące miejsce :) Faktycznie skóra była nawilżona, ale tylko gdy nałożyłam sporą ilość balsamu.
Pamiętam jako mała dziewczynka gdy w sklepach zaczęły pojawiać się kremy dr Ireny Eris. Pharmaceris to seria specjalistycznych kosmetyków dr Ireny Eris, które najczęściej można spotkać w aptece. Mam cerę naczynkową, staram się o nią bardzo dbać, nie chciałabym mieć na policzkach pajączków, jak miała moja babcia. Zdecydowałam się na ten krem, bo ma wszystko co potrzebuje: SPF 15 (wiem, że to całkiem niski faktor, ale lepszy rydz niż nic), zapewnia głębokie nawilżenie (naprawdę świetnie się sprawdza!), wzmacnianie naczynek... Szybko się wchłania i nie pozostawia na twarzy świecącego filmu. Nadaje się również pod makijaż. Cena ok. 45 zl.
Czy Wy też tak macie, że kończą się wszystkie produkty na raz? Łączy się to z tym, ze nie mam czego użyć do pielęgnacji i, co jest jeszcze bardziej bolesne, od razu muszę wysupłać z portfela jakaś okrągłą sumkę na kolejne kosmetyki. Oprócz kremu na dzień, skończył mi się również ten na noc. Żegnam prawdziwą rewelację La Roche- Posay! Całkowicie się wchłania, jest bogaty w składniki odżywcze. Naprawdę ma się wrażenie, że skóra po użyciu "odżywa". Krem można używać zarówno na noc jak i na dzień. Dla mnie jednak, jak na dzienny, jest zbyt ciężki.
To byłoby na tyle jeśli chodzi o moje pierwsze w życiu denko oraz pierwszy wpis. Bądźcie dla mnie łaskawi :)
Witaj!!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
minmakeuptable.blogspot.com
Oczywiście, też tak mam - wtedy jednorazowe zakupy w Rossmannie kosztują mnie fortunę :D Miliony monet :D
OdpowiedzUsuń